Niewielu współczesnych polityków europejskich chce pamiętać, jak 17 września 1936 r. zachwycony Niemcami pod rządami Hitlera były premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George pisał: „Nie spotkałem wcześniej szczęśliwszych ludzi niż Niemcy, a Hitler jest jednym z największych ludzi. Starsi ufają mu, młodzi ubóstwiają. To jest właśnie uwielbienie narodowego bohatera, który uratował ich kraj".
Albert Speer, były minister uzbrojenia i amunicji III Rzeszy, wspominał po wojnie: „Hitler zatrzymał mnie kiedyś znienacka na schodach prowadzących do swego mieszkania, kazał odejść ochronie i rzekł: »Stworzymy wielką Rzeszę. Obejmie ona wszystkie narody germańskie. Zaczynać się będzie w Norwegii i ciągnąć aż do północnych Włoch. Ja sam muszę to jeszcze zrealizować. Żeby mi tylko starczyło zdrowia!«".
Ta koncepcja utworzenia wielkiej europejskiej rodziny złożonej z narodów, które Niemcy uznawali za wartościowe rasowo, rozwijała się i ewoluowała w czasie rządów nazistów. Jej zdecydowanym zwolennikiem był także Joseph Goebbels, który na wspomnianym spotkaniu w Monachium z czeskimi kolaborantami stwierdził bez ogródek: „Nigdy nie mieliśmy zamiaru przeprowadzać tego procesu porządkowania czy też reorganizacji Europy przemocą. Jeśli jako ludzie myślący wielkoniemiecko nie mamy żadnego interesu w naruszaniu gospodarczego, kulturowego czy społecznego charakteru bawarskiego czy saskiego ludu, to tym bardziej nie leży w naszym interesie naruszanie charakteru gospodarczego, kulturowego czy społecznego ludu, powiedzmy, czeskiego. Jednakże musi zostać stworzona między oboma narodami jasna podstawa porozumienia. Musimy się spotkać albo jako przyjaciele, albo jako wrogowie".
Cały artykuł na rp/historia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz