piątek, 1 grudnia 2023

Katastrofa, której nie było. Smoleńsk 10 kwietnia 2010

W dniu 10 kwietnia 2010, w Smoleńsku nie było żadnej katastrofy samolotu TU-154M 101 z prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz całą tzw. „delegacją katyńską” na pokładzie. Załoga samolotu, prezydent, osoby towarzyszące, w sumie – umownie – 96 osób zostało zamordowane lub zaginęły w Polsce, a nie w Rosji.

Był to krwawy zamach stanu z ofiarami osób całkowicie postronnych.

„Katastrofa smoleńska” była jedynie aranżacją medialną, mającą na celu wykluczenie śledztwa  z terenu Polski i urządzenie jakiejś farsy w Rosji. To celem ukrycia tego faktu - zamachu stanu z użyciem siły i masowym skutkiem śmiertelnym postronnych osób.

„Katastrofa smoleńska” była jedynie manipulacją „okrągłego stołu” - nowym rozdaniem stołków. Jak za komuny lub później dopuszczano się skrytobójstw mających na celu właściwe uformowanie  zestawu  osobowego strony opozycji, która w składzie odpowiednich person miała układać się z bandziorami, tak teraz należało dokonać gruntowniejszej korekty tego składu. I tak się stało.

Nowością są tylko dwa nowe elementy tej techniki okrągłostołowej: podłączenie do gry Rosji  i masowość zabójstw. Rosja jest wyeksponowana w tym zamachu, a nie jest świadectwo jej siły lub roli głównej ale słabości i głupoty. ZSRR nie dał się wmieszać bandycie Jaruzelskiemu w krwawe jatki w Polsce – bo ZSRR był bardziej odpowiedzialny i ludzki niż dzisiejsza Rosja, która jest słaba i chodzi na smyczy „ określonych sił na Zachodzie”.

Obrazy medialne oraz ogólny charakter informacji nt. rzekomego zdarzenia, którego nie było, zdołały swą olbrzymią nawałą informacji zagłuszyć racjonalne spojrzenie na wypadki związane katastrofą. Do nawały gigantycznego zagłuszania włączono „tydzień żałoby", gdzie w  akompaniamencie ustawicznie nadawanego neurotycznego fragmentu muzyki maglowano w koło fakty będące relacjami z relacji. W trakcie tego zacierano fakty niewygodne,  a podrzucano sfabrykowane. Prezydenta przywieziono w zalutowanej trumnie. Pochowano go bez sekcji zwłok w Polsce i identyfikacji ze strony uprawnionych przedstawicieli władzy państwowej. Aby i to kolejne przestępstwo zamaskować, ustalono pochówek na Wawelu, który swymi kontrowersjami kolejny już raz  odwrócił uwagę od istoty  problemu.

Powiedzmy dobitnie raz jeszcze, tam w „katastrofie smoleńskiej” żadnych faktów „lotniczych” nie ma. Nie ma dowodów na to, że samolot leciał i rozbił się w lesie koło lotniska w Smoleńsku. Tam nie było katastrofy, nie było też i zabitych w tej katastrofie.

Należy zauważyć bardzo proste i podstawowe  fakty:

1. Nie ma ani jednego dowodu na to, że wypadek miał miejsce w rzeczywistości.

2. Nie ma ani jednego dowodu na to, że ktokolwiek z 96 ofiar rzekomej katastrofy opuścił  terytorium Polski żywy.

Ad1.

1.10      Lotu samolotu Tu-154M 101,  na terytorium Rosji,  nikt nie widział.

1.11      Próby podejścia do lądowania Tu-154M 101, w Smoleńsku, nikt nie widział             (Wiśniewski nie mówił prawdy twierdząc, że widział samolot, który lądował             i natychmiast potem rozbił się – a był to samolot z polska szachownica. Takie             spostrzeżenie w warunkach tam opisywanych nie jest możliwe).

1.12      Momentu rozbijania się samolotu, którego fragmenty wraku widzieliśmy, nikt nie             widział.

1.13      Na miejscu położenia wraku – krótko po wybuchu, który opisał Wiśniewski -             nikogo żywego lub martwego nikt nie widział .

1.14 Czarna skrzynka nie została zabezpieczona w jej oryginale na miejscu rzekomej  katastrofy i jako taka nie stanowi dowodu w sprawie.

1.15      Odstępując tu od chronologii wydarzeń podajmy; startu samolotu TU-154M 101  z lotniska w Warszawie nikt nie widział.

Podkreślmy tu dwa dodatkowe zagadnienia.

  - Nie jest znana godzina odlotu samolotu TU-154M 101 z  lotniska na Okęciu.

 - Fakt startu samolotu z lotniska w Warszawie nie może być dowodem na, że             samolot ten opuścił terytorium Polski jako sprawny statek powietrzy (aerodyna). 

Rozróżniamy tu oczywiście sprawnie lecący samolot, od wraku tego samolotu            transportowanego w częściach.

1.16      Ślady zniszczeń  środowiska – rzekomego miejsca katastrofy -  sugerują wręcz eksplozję wielu ładunków wybuchowych, które w ten sposób utworzyły pas      zniszczenia lasu – wzdłuż rzekomego tragicznego przebiegu lądowania -  wlotu            samolot w las. Śladów tych nie mógł dokonać spadający samolot.

 Zniszczenia podłoża  ściółki w lesie, a pokazane na pierwszych ujęciach filmu              Wiśniewskiego  świadczą właśnie o tym. Odsłaniają one  błąd w inscenizacji.

Film Koli wykazuje zaś odwrotność, że tamta druga część lasu (wrak podwozia)           jest nienaruszona, czym dobitnie  świadczy o podrzuceniu tam skrzydeł i                  podwozia głównego. Gdyby bowiem fragmenty te odpadły od  rozbitego samolotu to ślizgając się po podłożu zniszczyłyby to podłoże – tak właśnie jak na filmie Wiśniewskiego. Też widać tu  błąd w inscenizacji.

Samolot miał rzekomo nadlecieć od strony kamery Wiśniewskiego a spaść po             stronie kamery Koli. Konsekwentnie więc; tak sfilmowane  zniszczenia  otoczenia powinny narastać a nie maleć. Licząc od kamery Wiśniewskiego do kamery Koli.

Samolot  bowiem, który leci na trawami bagien nie może tych traw zniszczyć na pasie o szerokości 20-40 metrów i długości 100 metrów prawie - co widać u Wiśniewskiego.

Fragmenty wraku,  ślizgające się po gruncie,  muszą zniszczyć wszystko na swojej drodze, zanim się zatrzymają - czego nie  widać u  Koli.

 Czyli: film Wiśniewskiego powinien ukazać ograniczoność zniszczenia                środowiska – tak ja u Koli. U Koli zaś powinno być widoczne pobojowisko takie jak na filmie Wiśniewskiego. Jest zaś odwrotnie.

1.17 Obrazy pokazywane na miejscu sugerowanego wypadku tupolewa nie bilansują             części wraku jako całości samolotu, z którego fragmenty te mogłyby powstać. To dodatkowo bez przesądzania o tym, czy części tego wraku powstały skutkiem wypadku katastrofy lotniczej, czy też pochodziły od samolotu, wcześniej, celowo rozbitego za pomocą maszyn specjalistycznych. Bez przesądzania także o tym, czy fragmenty te pochodziły od jednego samolotu czy od wielu.

1.18      Fotografia składowiska wraku tupolewa 154 pokazywanego przez oficjalna             stronę MAK jest prowokacyjna wręcz (nie wiadomo czemu ma to służyć).

            - Ukazuje jedynie ok 40% samolotu jako całości.

            - Brak tam 80% kadłuba w tym kabiny pilota w 100%.

            - Brak foteli w 100%

            - Brak podłogi wewnętrznej w prawie 100%.

Zdjęcie ukazuje – tak jak w lasku – marginalne zniszczenia statecznika pionowego co jaskrawo przeczy tezie o lądowaniu na plecach.

Dodatkowo statecznik poziomy prawy stawia znaki zapytania co do swego             pochodzenia.

Cześć ogonowa – podobnie jak statecznik pionowy – nie wykazuje uszkodzeń             potwierdzających wersję uderzenia o ziemię.   Fragment ten jest tak oddzielony od części kadłuba, że wskazuje dobitnie na działanie sił odrywających (wzdłużnych do osi) - sprzecznych z teza o oderwaniu tej części konstrukcji jako skutku uderzenia w ziemię. Siły  wzdłużne  do osi mogą być dowodem explozji. Tak samo o explozji świadczą oderwane materiały  termoizolacyjne ( na filmie Wiśniewskiego białe kłęby rozrzucone na długo przed  szczątkami  zalegającymi szczątkami kadłuba i ogona)

1.19      Lądowisko i rozbicie odbyło się w lesie. Podczas kiedy części wraku leża na             polanie.

Polanę łatwo rozpoznać na zdjęciach satelitarnych z daty przed 10 kwietnia 2010. Co za zbieg okoliczności.

1.20      Części wraku, szokująca poprawność – systematyka - ułożenia:

            - cześć ogonowa kadłuba – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu            Dodatkowo ogon ten leciał do tyłu co widać po charakterze wbicia się w     ziemię.

            - część przyogonowa kadłuba – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu

            - skrzydło lewe (podwozie) – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu

            - skrzydło prawe (podwozie) – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu

            - skrzydło prawe (końcówka) – do góry nogami – tyłem do kierunku         

1.21      Części kadłuba wykazują wyraźnie efekt - explozję, co widać na  „wyplutych”         zawartościach kabin: okładzin kable etc. Fragmentu wraku autentycznej                    katastrofy lotniczej są rozrzucone a nie rozdmuchane tak jak to było widać na              filmie Wiśniewskiego  i  kilku fotografiach.

1.22      Rozwleczone fragmenty samolotu i połamane drzewa miały świadczyć o fakcie katastrofy i jej przebiegu. Są jednak dowodem na fikcje katastrofy i jej prymitywną inscenizacje.

 Samolot nie mógł na tak długiej trasie gubić swe elementy konstrukcyjne, tracić         część skrzydła, opadać, lecieć pod górę zbocza, przeskoczyć drogę samochodową przewrócić się na plecy i potem rozbić się – to równocześnie w trakcie jednej i tej samej katastrofy. Podobnie, ułamane wierzchołki drzew, które wciąż wiszą na drzewie – a jest tego wiele przypadków.

Jak to możliwe, że uderzenie samolotu z prędkością 250-300km/h pozwala na to aby odcięta skrzydłem korona brzozy pozostała na swym miejscu?

 Normalnie powinna rozpaść się w proch nie do rozpoznania, a tu wisi i ma być dowodem katastrofy lotniczej.

1.23      Elementy podłużnic kadłuba przechodzące z kadłuba na część ogonową -  via wręga - są równo odcięte na prawie całym obwodzie przekroju kołowego ogona. Świadczy to sile osiowej , która oderwała ogon od kadłuba – a wiec wybuchu, co wyżej nadmieniano. Dodatkowo wygląd tych uszkodzeń może być podstawą do podejrzeń o to, że podłużnice te zostały przecięte piłą lub podobne.

   

Ad2. 

 2.10  Osób wchodzących na pokład tupolewa w Warszawie nikt nie widział.                   Boardingcard (karta pokładowa) nie była podawana osobom mającym wchodzić         na pokład tupolewa, a jej oderwany odcinek, jako dowód wejścia na pokład                 samolotu Tu-154M 101, nie istnieje.

 2.11  Odprawa celno-paszportowa członków delegacji w Warszawie  w dniu 10                   kwietnia  nie miała miejsca. Min Arabski, który organizował odlot do Moskwy      rodzin ofiar – po 12 godzinach od czasu ogłoszenia katastrofy nie                         posiadał „aktualnej listy ofiar”.

2.12      W Smoleńsku nie potrafiono podać nawet godziny uderzenia TU-154M 101                 w ziemie. (Nie ma zatem też mowy o jakimkolwiek świadectwie zgonu             jakiejkolwiek osoby – ofiary katastrofy -  jako dokumentu spełniającego jakieś             normy formalne).

2.13      Nie było jakiejkolwiek pracy ratowniczej nad wyszukiwaniem ofiar.

2.14   Nie było pożaru.        

2.15 Władze Smoleńska podały, że samolot rozbił się ze 132    osobami na pokładzie. Wszystkie osoby zginęły. Duża cześć ofiar zginęła w ogniu i zwłoki są nie do rozpoznania. Wiadomość podano niemal natychmiast po alarmie.

2.16  Jak nie było akcji wyszukiwania ofiar, które mogły przeżyć katastrofę, to prawie natychmiast zaczęto zwozić trumny.

2.17    Nigdy nie podano, gdzie i jak odnajdowano ciała poszczególnych ofiar.

2.18     Można nawet przypuszczać, że ciała wielu zamordowanych pozostały w                    Polsce, a do Moskwy wysłano materiał DNA pobrany od rodzin ofiar, który to              kod następnie podrzucono do obcych ciał. Kodów DNA ofiar nie wysłano                     bowiem do  Polski celem weryfikacji ale odwrotnie zażądano pobrania takich               od  rodzin.

Jakież są to zatem  części wraku, skąd pochodzą? Nie wiemy, a to jest mniej istotne. Chociaż przypuszczalnie jest tu jakiś związek fizyczny lub pojęciowy polskim tupolewem 101.

Biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe – konieczność nakładu pracy ok 2-3 godzin na to aby normalny samolot typu TU-154M doprowadzić do takiego stanu jak to pokazano w TV – jest całkowicie uzasadnione stwierdzenie mówiące, że samolot z którego sporządzono te szczątki (70 minut lotu) nie mógł znajdować się na lotnisku w Warszawie o godz. 7.00 krytycznego dnia.

Powtarzając to co podano na wstępie  można przyjąć, że:

-  szczątki pokazywane w telewizji (Smoleńsk) pochodziły z samolotu bliźniaka, który został przemalowany na samolot 101.

- Alternatywnie: są to szczątki prawdziwego samolotu 101 podczas kiedy bliźniak samolotu 101 znajdował się w Warszawie krytycznego dnia ok godz. 7.00 i odleciał z Okęcia do Smoleńska, podczas kiedy prawdziwy samolot 101 był już na miejscu w Smoleńsku, gdzie  przerabiano go na  wrak upozorowanej katastrofy lotniczej.

 Tu możliwe jest nawet i to, z Okęcia nie wyleciał jakikolwiek samolot typu tupolew jako typ samolotu. Wystarczy, że coś wyleciało a to zafałszowano na start Tu-154M 101.

Posuwając się dalej można podejrzewać, że samolot taki z Warszawy Okęcie w ogóle nie wystartował – bo go tam - FIZYCZNIE - nie było. Jest jednak wpisany rejestrach startu i lotu. Lub też był i wystartował ale o kilka godzin wcześniej – gdzie zafałszowano jedynie godzinę odlotu. Taka mistyfikacja jest możliwa w czasach techniki digitalnej. Pewne informacje nt. sygnałów lub ich braków można zafałszować droga działań hackerskich.  Tego nie da się wykluczyć.

 Należy zauważyć i podkreślić:

Wszyscy obserwatorzy medialni zgodni są co do tego, że odlot ten z Okęcia jako zupełny wyjątek odbył się bez jakichkolwiek świadków, którzy do tamtego dnia zawsze towarzyszyli odlotowi samolotu z prezydentem na pokładzie. Do dnia dzisiejszego godzina odlotu nie jest nigdzie oficjancie opublikowana 

Zachodzi tu pytanie, co zatem stało się załogą i pasażerami? Otóż są przesłanki wskazujące na to, że osoby te zaginęły lub zostały zamordowane przed dotarciem do lotniska, czy samolotu.

Tym tłumaczyć można brak ciał -pierwsze godziny- w Smoleńsku (Wiśniewski, Bahr i inni), tym tłumaczyć można także wielkie mistyfikacje związane z obdukcją i identyfikacją zwłok – konieczność pobrania kodu DNA od członków rodzin. I nie po to, aby na podstawie tych  kodów pozytywnie zweryfikować ciała ofiar ale po to aby ten prawdziwy kod DNA podrzucić obcym zwłokom ( zmasakrowanym do niepoznania).  Niezrozumiałe dla rodzin ofiar warunki obdukcji, przesłuchań. Zwrot osobistych przedmiotów ofiar, które to przedmioty swym stanem zewnętrznym w żaden sposób nie pasowały do totalnie zniszczonych części wraku tupolewa. Podawanie naiwnych wręcz faktów o rozmowach telefonicznych ofiar z pokładu tupolewa, gdzie ofiary te dodzwoniwszy się do kogoś wypowiadały jakąś formułkę powitalną po czym nie odpowiadały na pytanie, bo rozmowa została przerwana. 

Np. Jarosław Kaczyński zeznał, że Lech Kaczyński dzwoniąc do niego o godz. 6.00 rano poradził mu aby ten się przespał. Radę taką daje się wieczorem, a nie na początku dnia. Może to wskazywać, że właśnie wtedy słowa te były nagrane a prezydent już był w rękach zamachowców i jako poddany  działaniom narkotyków – nagrywał frazy, które były mu dyktowane przez zamachowców. Długotrwały brak informacji co do identyfikacji bardzo dużej liczby ofiar wypadku w tym brak ciał pilotów. Brak listy boardingowej u min Arabskiego aż na kilkanaście godzin po „katastrofie” etc.

 Reasumując.

 W dniu 10 kwietnia 2010, do tupolewa, nikt z członków delegacji katyńskiej  nie wsiadał w każdym razie żywy lub przytomny. Zwłoki ofiar dowieziono do Rosji później i to nie wszystkie. Okoliczności  startu samolotu są   całkowicie niejasne.

Katastrofy  Tu-15M 101 w Smoleńsku nie było – widzieliśmy jakieś szczątki samolotu i to nie kompletne. Szczątki te pochodzą z demontażu i podrzucenia do lasku i tam wysadzono to wszystko w powietrze. Zrobiono to bardzo nieudolnie. A co zauważył Shoigu w trakcie rozmowy z Putinem. Shoigu powiedział to do Putina przez zęby ale kamery TV ten moment złapały.

Zamach był przeprowadzony po polskiej stronie, a inscenizacja rzekomego wypadku przypadła stronie rosyjskiej. Zaplanowano, że wydarzy się spektakularny wypadek lotniczy na terenie Rosji. To celem - „oddania śledztwa w ręce Rosjan”. W ten sposób cały ciężar dowodowy pochodzi z Rosji, która jest niczym innym jak „pralnia faktów i dowodów”. To na takiej samej zasadzie jak pralnia pieniędzy wśród przestępców. Wielka dumna Rosja praczką brudów polskojęzycznej szumowiny.

Cóż zatem czynić?

To proste, należy składać do polskiego aparatu ścigania żądania o wszczęcie śledztwa ws. zaginięcia osób ofiar członków delegacji do Katynia w dniu 10 kwietnia 2010 lub dzień wcześniej.

Polski aparat ścigania musi   wszcząć postępowanie wyjaśniające w sprawie zaginięcia tych 96 osób. Fakt bowiem, że ciała tych ofiar  widziano w Rosji nie uzasadnia do mniemania, że osoby te zostały pozbawione życia w Rosji. Jest absolutnie zasadne wymagać  aby polska prokuratura udowodniła, że osoby te żywe i z własnej woli opuściły terytorium Polski.

Należy zbadać cała drogę osoby zaginionej od momentu rozstania się z bliskimi do momentu opuszczenia terytorium RP. Tu jest ta wielka tajemnica. Poruszenie tego kamienia ujawni prawdę.

A to mogą zrobić nawet bliscy ofiar, ważne jedynie aby nie robić tego samotnie a wszelkie dane wykładać natychmiast w sieci.

 

Krzysztof Cierpisz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz