Izrael Szahak - urodzony jako Izrael Himmelstaub; ur. 28 kwietnia 1933 w Warszawie, zm. 2 lipca 2001 w Jerozolimie) – żydowski publicysta, przeciwnik judaizmu talmudycznego i szowinizmu, obrońca praw człowieka. Autor wielu książek na ten temat, w tym między innymi Żydowskie dzieje i religia; Żydzi i goje – XXX wieków historii. Był profesorem chemii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. źródło wikipedia
Gdzieś pod koniec lat 50, późniejsze bożyszcze tego świata John F.Kennedy, z zamiłowania historyk, opowiedział mi o tym, jako to w 1948 roku, w środku wyścigu do fotela prezydenckiego, niejaki Harry S. Truman został nagle opuszczony przez prawie wszystkich swoich sojuszników i właśnie wtedy w przedziale jego kampanijnego pociągu pojawiła się grupka amerykańskich syjonistów, z walizeczką zawierającą, bagatela, 2 miliony dolarów.
Zdarzenie to wyjaśnia dlaczego po wyborze Trumana Stany Zjednoczone tak szybko uznały Państwo Izrael. Ponieważ ani Kennedy, ani ja nie byliśmy (w przeciwieństwie do jego ojca czy mojego dziadka) antysemitami, uznaliśmy tę historię za kolejną zabawną anegdotę o Trumanie i korupcji wśród amerykańskich polityków.
Na szczęście, pospieszne uznanie Izraela jako państwa zaowocowało czterdziestoma pięcioma latami krwawych zamieszek i rozpadem tego, co w opinii syjonistycznych współpasażerów Trumana miało być państwem pluralistycznym – wspólną ojczyzną jego rodowitych mieszkańców: muzułmanów, chrześcijan i żydów, a w przyszłości także ojczyzną miłujących pokój imigrantów żydowskich z Europy i Ameryki, nawet tych, którzy gorliwie wierzyli, że Wielki Geometra ofiarował żydom ziemie Judei i Samarii w użytkowanie wyłączne i wieczyste.
Ponieważ wielu osadników z Europy sympatyzowało z ruchami socjalistycznymi, mogliśmy przypuszczać, że nie zezwolą oni na utworzenie państwa religijnego, żydowskiej teokracji, co rdzennym mieszkańcom tych ziem, Palestyńczykom, zamieszkiwanie w Izraelu na równych prawach. Tak się jednak nie stało. Nie mam zamiaru wyliczać w tym miejscu wszystkich wojen i alarmów bojowych, jakie stały się udziałem tego nieszczęsnego regionu. Podkreślam tylko, że pospieszne utworzenie państwa izraelskiego zatruło polityczne i intelektualne życie Stanów Zjednoczonych, nieoczekiwanie głównego „protektora” Izraela.
„Nieoczekiwanie”, jako że żadna inna mniejszość w dziejach Ameryki nie uprowadziła z tego kraju tylu pieniędzy pochodzących od amerykańskiego podatnika, aby je potem zainwestować w swej ojczyźnie. To tak, jakby domagać się od amerykańskiego podatnika, by popierał plany papieża dotyczące odbudowy Państwa Kościelnego w jego dawnych granicach tylko dlatego, że jedna trzecia obywateli Stanów Zjednoczonych to praktykujący katolicy.
Można sobie jedynie wyobrazić protesty społeczne pro-teksty i kategoryczne „nie” Kongresu, gdyby do czegoś takiego doszło.
Tymczasem mniejszość wyznaniowa, stanowiąca niespełna 2 procent populacji kraju, przy entuzjastycznym poparciu mediów, kupiła bądź zastraszyła siedemdziesięciu senatorów (wymagana jest większość dwóch trzecich głosów, by obalić mało skądinąd prawdopodobne prezydenckie weto).
W pewnym sensie podziwiam skuteczność, z jaką izraelskiemu lobby udało się przeprowadzić swoje zamiary i przerzucać rok po roku miliardy dolarów, które uczynić miały i Izraela „zaporę przeciwko komunizmowi”.
Choć szczerze mówiąc, ani ZSRR ani komunizm regionowi temu nigdy specjalnie nie zagrażał. Doszło natomiast do tego, że przyjaźni dotąd Ameryce Arabowie stali się naszymi wrogami. Mało tego, na skutek dezinformacji na temat tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, głównymi ofiarami tych wszystkich kłamliwych sloganów – na równi z amerykańskim podatnikiem – stali się amerykańscy żydzi, nieustannie szantażowani przez tej rangi zawodowych terrorystów, jak Begin czy Szamir. Na domiar złego, amerykańscy intelektualiści żydowskiego pochodzenia, poza paroma zaszczytnymi wyjątkami, opuścili szeregi liberałów, żeby wdać się w kilka nieudanych sojuszy z (antysemicką zresztą) prawicą chrześcijańską i przemysłowym kompleksem zbliżonym do Pentagonu.
W 1985 roku jeden z owych intelektualistów napisał, iż wprawdzie po przybyciu do Ameryki żydzi zorientowali się, że „liberalny punkt widzenia i liberałowie są im bliżsi w sposobie podejścia i wrażliwsi na problematykę żydowską” niż inne ugrupowania, teraz jednak w interesie żydowskim leży sojusz z fundamentalistami protestanckimi, bo „czyż istnieje jakiś powód, by żydzi kurczowo trzymali się swych dogmatycznych i pełnych hipokryzji poglądów z przeszłości?”
W tym momencie amerykańska lewica uległa rozbiciu, a ci z nas, którzy krytykowali naszych niegdysiejszych żydowskich sprzymierzeńców za ich nierozważny oportunizm, zostali natychmiast ochrzczeni rytualnym epitetem „antysemity”, bądź „nienawidzącego się żyda”.
Na całe szczęście głos rozsądku nie został stłumiony. Słychać go również w samej Jerozolimie. Oto obywatel tego miasta, Izrael Szahak, nie poprzestaje na ukazaniu ponurych aspektów dzisiejszej polityki Izraela, lecz analizuje sam Talmud, opisując wpływ całej tradycji rabinicznej na to niewielkie państwo, które prawicowi rabini usiłują przekształcić w państwo wyznaniowe przeznaczone wyłącznie dla żydów.
Czytam Szahaka od lat. Stara się on satyrycznym okiem spojrzeć na zamęt, w jaki popada religia, która próbuje zracjonalizować to, co z natury rzeczy jest irracjonalne. Posiada przy tym wyjątkową umiejętność wyławiania sprzeczności znajdujących się w tekstach. Fragment poświęcony przepojonemu nienawiścią do gojów doktorze Majmonidesie to prawdziwa uczta dla czytelnika.
Nietrudno zrozumieć, dlaczego władze Izraela ubolewają nad działalnością Szahaka. Cóż jednak mogą począć z emerytowanym profesorem chemii, który urodził się w 1932 roku w Warszawie, a swoje dzieciństwo spędził w obozie koncentracyjnym w Belsen.
W Izraelu osiedlił się w 1945 roku; służył w izraelskiej armii i nie stał się marksistą w czasach, gdy na tę ideologię panowała moda. Szahak jest wrażliwym humanistą, dla którego imperializm jest złem niezależnie od tego, czy uprawia się go w imię Boga Abrahama czy George’a Busha.
Z wielką erudycją i poczuciem humoru sprzeciwia się totalitarnym deformacjom judaizmu. Podobnie jak inny wybitny uczony, Thomas Paine, Szahak ukazuje nam, co nas czeka w przyszłości, jak również długą historię, którą mamy za sobą; i z takiej perspektywy próbuje dowieść swoich racji. Ci, którzy uważnie go wysłuchają, staną się z pewnością mądrzejsi, a kto wie – może i lepsi. Jest on jednym z ostatnich, o ile nie ostatnim z wielkich proroków.
"(Zdaniem Szulamita Aloni, członka Knesetu, propaganda Habbadu nasiliła się szczególnie w marcu 1978 roku, w okresie poprzedzającym izraelską inwazję na Liban. Jej celem było nakłonienie izraelskich lekarzy i pielęgniarek, by nie udzielali pomocy medycznej rannym nie-żydom. To przypominające czasy nazizmu zalecenie dotyczyło nie tylko Arabów czy Palestyńczyków, lecz wszystkich nie-żydów, czyli goyim.)"
Izrael Szahak - Żydowskie dzieje i religia.pdf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz